Kuźmiuk: Włosi zostali pozostawieni sami sobie z migrantami
DoRzeczy.pl: Obserwujemy wielki kryzys migracyjny na włoskiej wyspie Lampedusa. Kto w pana ocenie odpowiada za tę sytuację?
Zbigniew Kuźmiuk: Nie ulega wątpliwości, że w dużej mierze Unia Europejska. To jest pokłosie tego, co się działo w 2015 roku, czyli słynnego „herzlich willkommen” ówczesnej kanclerz Niemiec Angeli Merkel, ale również rozwiązania, za którym głosowała premier Ewa Kopacz, czyli obligatoryjnego rozdziału uchodźców. To również rezultat ostatnich „solidarnościowych podziałów uchodźców”, które wiązały się z karami za nieprzyjęcie migrantów. Całe szczęście rząd Beaty Szydło w 2015 roku zablokował te pomysły, jak również obecny rząd nie wyraził zgody na próby przerzucenia migrantów w 2023 roku.
Dodajmy, że kara za jednego nieprzyjętego migranta miała wynosić 22 tys. euro.
I to również był błąd, ponieważ zwiększyło to migrację. Taka informacja idzie w świat. Kiedy ludzie się dowiedzieli, że są tak cenni, to zdecydowali się ruszyć do Europy. Gangsterzy, którzy zajmują się przemytem śledzą tego typu kwestie, analizują przepisy, a UE takimi działaniami nakręca im koniunkturę. Problem w tym, że sama UE lekceważąco podchodzi do tematu. Byłem na sesji PE kiedy przewodnicząca KE Ursula von der Leyen wygłaszała przemówienie o stanie Unii. Mówiła o zrównoważonej polityce migracyjnej UE, a jednocześnie w sieci pojawiały się filmy z Lampedusy, gdzie młodzi, rośli mężczyźni siłują się z policją. W tym samym czasie siedząca niedaleko od niej, pani Ylva Johansson, komisarz odpowiedzialna za politykę migracyjną, robiła na drutach.
Na drutach?
Tak, wyszywała coś na drutach. Trudno o bardziej przygnębiający obrazek. W tej sytuacji Włochy zostały zostawione same sobie.
Prezydent Francji Emmanuel Macron zapowiada referendum ws. przyjęcia migrantów. Dlatego takiego referendum w pana ocenie nie chce obecna polska opozycja?
Polska opozycja obawia się referendum, ponieważ każdy kolejny rząd będzie związany decyzją Polaków. To jest makiawelizm całej sytuacji. Z jednej strony pytani wprost, albo unikają odpowiedzi, albo zaprzeczają, później głosują w PE za przymusową relokacją, a następnie nie chcą referendum. Nie chcą, ponieważ wiedzą jakie będą tego konsekwencje. Zdają sobie sprawę, że decyzja Polaków rozlałaby się na całą Europę i obywatele również w innym krajach mogliby zacząć mówić nie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.